Każdy, kto przymierza się do sprzedaży mieszkania, powinien pamiętać, że jego wygląd ma dla potencjalnych klientów kluczowe znaczenie. W końcu większość z nich, zanim zdecyduje się obejrzeć nieruchomość, przegląda dziesiątki ogłoszeń. Warto się wyróżnić i pokazać od najlepszej strony. Wcale nie musi się to wiązać z dużymi wydatkami!
Diabeł tkwi w szczegółach
Nie trzeba robić gruntownego remontu, by uwypuklić zalety przeznaczonej na sprzedaż nieruchomości. Klika prostych czynności może sprawić, że stanie się ona o wiele bardziej atrakcyjna. Musimy zacząć traktować swoją nieruchomość na sprzedaż jak produkt i pomyśleć, do kogo adresujemy naszą ofertę. – przekonuje Agata Polińska z serwisu Otodom. - Zupełnie inaczej przygotowywać będziemy mieszkanie np. dla rodziny z małymi dziećmi, dla studentów, czy statecznego, starszego małżeństwa. Każda grupa ma wobec przyszłego mieszkania zupełnie inne oczekiwania.
Niezależnie od profilu potencjalnego klienta należy dokładnie wysprzątać oferowane mieszkanie. Podłogi powinny lśnić, kurz zniknąć ze wszystkich półek i zakamarków. Umyte okna i firany dostarczą więcej światła, podobnie jak czyste karnisze. To bardzo ważne, bo klienci wolą jaśniejsze pomieszczenia. Diabeł tkwi w szczegółach – warto więc zwracać uwagę nawet na takie drobiazgi, jak gniazdka elektryczne, czy sprzęty kuchenne. Bardzo ważne jest usunięcie wszelkich przedmiotów, które mogą zakłócić harmonię pomieszczeń. Rozłożona deska do prasowania, stojący w kącie odkurzacz lub rząd kosmetyków na wannie nie będą robić pozytywnego wrażenia. Zbyt duża ilość mebli i dodatków może z kolei sprawiać wrażenie, że pomieszczenia są małe i zagracone. Warto pomyśleć o pozbyciu się kilku z nich. Z mieszkania powinny też zniknąć wszystkie osobiste rzeczy i pamiątki. Puchary, rodzinne zdjęcia, wiszące na ścianie laurki od dzieci, podświadomie przypominać będą klientom, że nie są „u siebie”. W kolejnym kroku warto pomyśleć o odmalowaniu ścian na jasne kolory, dobraniu odpowiednich dodatków oraz zmianie obicia stojącej w pokoju kanapy.
Niestety, nawet osoby o bardzo dobrej wyobraźni przestrzennej mogą mieć problem z trafieniem w oczekiwania potencjalnego klienta. Zwłaszcza, gdy przebywały w sprzedawanym mieszkaniu przez wiele lat, opatrując się z otoczeniem i w efekcie nie widząc słabych i mocnych punktów pomieszczeń. Z pomocą w takim przypadku przyjść może home staging, coraz częściej oferowany przez biura obrotu nieruchomościami.
Domowa inscenizacja
Termin ten pojawił się po raz pierwszy w latach ’70 w Stanach Zjednoczonych. Dziś jest w USA nieodzownym etapem sprzedaży nieruchomości, a ze względu na dużą skuteczność przy niskich nakładach – zrobił furorę także w wielu krajach zachodniej Europy. Polacy dopiero zaczynają doceniać pracę specjalistów potrafiących dobrze wykonać „domową inscenizację”. A dzięki ich pracy mieszkania i domy sprzedają się szybciej i często za większe pieniądze.
– Nie o to chodzi, żeby wyremontować komuś mieszkanie i sprzedać je w przeciętnej cenie, a o to, by niewielkim kosztem wyeksponować jego zalety – przekonuje Magdalena Wysok z firmy Hoog Nieruchomości. – Właściciel przyzwyczaja się do rzeczy, które ma na co dzień. Dla niego już nie stanowi problemu stara narzuta, zniszczona umywalka, albo niezbyt estetyczne ręczniki. A klient od razu to widzi. Ważniejsze od tego, czy ściany są idealnie odmalowane jest to, jakie pierwsze wrażenie to mieszkanie na nim zrobiło, czy pobudziło jakieś emocje. Musimy sprawdzić grupę docelową, zbudować estetykę na bazie oczekiwań tej grupy i sprawić, by powstały z tego fantastyczne zdjęcia, bo to na nich opiera się sprzedaż – dodaje.
Monika Rudy-Muża, home stager z firmy Freedom Nieruchomości, w której odbyło się już kilkaset realizacji, przekonuje, że trzy złote zasady to odgracanie, odpersonalizowanie przestrzeni i nadanie pomieszczeniom funkcji. Wszystkie służą temu, by potencjalny klient mógł zobaczyć w danym wnętrzu siebie, a nie obecnych właścicieli. - Pamiętam przypadek – opowiada – w którym na zdjęciach poglądowych miałam tak zagracone pomieszczenia, że dopiero po dłuższym czasie zorientowałam się, że są tam trzy a nie dwa pokoje! Były tak zarzucone rzeczami osobistymi, że nie sposób było odróżnić pomieszczeń. Z drugiej strony bywają też przestrzenie kompletnie puste. Często klienci mówią, że nie potrafią wyobrazić sobie siebie w takim miejscu. Nie każdy ma zmysł aranżacyjny, a przygotowana przez nas podpowiedź, którą widać na fotografiach, może pomóc wyobrazić sobie daną przestrzeń.
Home staging to nie przestawianie ścian, a najczęściej praca nad światłem, kolorem i spójnym klimatem pomieszczeń. I choć wiele zmian można wprowadzić samodzielnie, warto zdać się na opinię fachowca, który nie ma emocjonalnego stosunku do sprzedawanego mieszkania, posiada za to doświadczenie i wiedzę o oczekiwaniach klientów. Tym bardziej, że wiele biur obrotu nieruchomościami usługę taką wykonuje w ramach umowy, bez dodatkowych opłat.
Żródło:Otodom, 08.2015
|